Myśli
Nie za często zastanawiamy się nad tym, czym tak naprawdę są myśli.
Zazwyczaj traktujemy je automatycznie jako coś całkowicie „naszego”, w pełni przez nas kontrolowanego i wyprodukowanego.
Skoro myśli są tak od nas zależne, to czy jesteśmy w stanie przewidzieć, jaka będzie nasza kolejna myśl? A czy wiemy, co będzie zaprzątało nasze głowy jutro?
Często bywa przecież tak, że nasze własne myśli nami miotają, przynosząc nam ból i cierpienie. Wolelibyśmy ich nie mieć, ale te nieustannie do nas wracają, drążąc jakiś temat.
Im bardziej nie chcemy ich widzieć, tym bardziej uporczywe się stają. Pięknie to widać w medytacji, kiedy staramy się nie myśleć chociaż przez kilka sekund. Powodzenia
Skoro wiemy już, że nie mamy pełnej kontroli nad własnymi myślami i nie do końca są naszą świadomą kreacją, to skąd tak właściwie bierze się ich treść?
Myśl to tak naprawdę zlepek informacji wyprodukowanych przez nasz mocno uwarunkowany mózg. To często automatyczny feedback wysyłany przez to wyspecjalizowane w analizie narzędzie, które ma za główne zadanie chronić nas przed bólem, aby zadbać o nasze przetrwanie.
I to jest kluczowe, bo mówi nam wiele o tendencjach naszego mózgu i o tym, na czym będzie skupiał on swoją uwagę – na zagrożeniu. Inne „błahostki”, jak poczucie spełnienia czy radość z życia będą dla niego drugorzędne. W związku z tym pojawia się pytanie, czy musimy brać do siebie każdy przekaz płynący z naszej głowy.
Czy kiedy pojawia się myśl „boję się”, która w niepewnej sytuacji sugeruje nam wykonanie kroku w tył, to czy musimy się tej myśli faktycznie bać i reagować emocjonalnie, tj. odczuwać lęk i uciekać? A może da się ją po prostu zauważyć i…zrobić to, co dla nas ważne, mimo wszystko?
Kluczem do wolności jest uświadomienie sobie jednego – nie mamy kontroli nad tym, co wpada nam do głowy, ale myśl sama w sobie nie ma też nad nami żadnej władzy. TO MY NADAJEMY JEJ WŁADZĘ, WIERZĄC W JEJ PRZEKAZ. A czy w niego uwierzymy, jest już w pełni zależne od nas.
To ode mnie zależy, czy zaufam temu wewnętrznemu głosowi krytyka i mu ulegnę. Sam w sobie nie ma on mocy, aby wpłynąć na moje życie. Jeśli nie zareaguję automatycznie, biorąc każde jego słowo za prawdę objawioną, stwarzam przestrzeń na podjęcie świadomej decyzji czy to, co słyszę, ma dla mnie sens i jest mi pomocne, czy wręcz przeciwnie. Mam wybór.
Tak, wymaga to praktyki, bo mamy w nawyku niekwestionowanie przekazu własnych myśli i często bierzemy je za fakty. Kiedy jednak następnym razem przyjdzie do nas bolesna myśl, sprawdźmy, czy jesteśmy w stanie się przy niej na chwilkę zatrzymać i obejrzeć ją sobie z każdej strony. To właśnie w tym miejscu otwierają się drzwi rozwoju. I wolności