Blog

Złość

Jednym z najbardziej niechcianych i jednocześnie najczęściej odrzucanych kawałków naszej osobowości jest ten niosący złość. Częstym powodem, dla którego nie chcemy mieć z nim nic wspólnego, są nasze doświadczenia z dzieciństwa (niespodzianka! 😉 ), a dokładnie te, które ze złością jakoś powiązaliśmy.

Jeśli jako dzieci byliśmy świadkami wybuchów nagromadzonej złości u bliskich nam osób i w związku z tym naturalnie czuliśmy w takich momentach lęk i zagrożenie, to bardzo szybko wyrobiliśmy w swoich małych główkach połączenie „złość = przemoc”, oraz idące za tym przekonanie „to straszne, ja taka/taki nigdy nie będę!”.

To, co dla tego malucha było logicznym wnioskowaniem, nie uwzględniało jednak rozpoznania, że ta bolesna, obserwowana furia nie była zdrowo wyrażoną emocją, ale właśnie efektem nagromadzenia niewyrażanej przez długi czas złości, co doprowadziło wreszcie do wybuchu.

W związku z tym to nie sama złość krzywdzi. Robi niewyrażanie jej lub robienie tego nieumiejętnie.

Problem tkwi właśnie w tym, że skoro przez lata nie było w nas przyzwolenia na przyjęcie własnej złości, to nie mamy praktyki w przeżywaniu jej, a co za tym idzie, w zdrowym jej uzewnętrznianiu.

Uruchamia to w nas inną cześć, która z kolei obawia się konsekwencji dopuszczenia złości do powierzchni. Jest ona przyzwyczajona, że nasz Złośliwiec siedzi gdzieś w piwnicy, zamknięty na 5 spustów i ciężko przewidzieć, czym może nas zaskoczyć, kiedy po tylu latach uchylimy mu drzwi.

To, o czym jednak nie wiemy, to fakt, że Złośliwiec niesie w sobie również ogrom energii i mądrość, którą razem z nim zamykamy za drzwiami, tracąc do niej dostęp. Odcinamy się od znajomości samych siebie, naszych potrzeb i granic, jednocześnie wyhamowując moc, która jest w nas właśnie po to, żeby sięgać po siebie.

Może warto więc wykonać ten pierwszy krok w stronę naszego bogu ducha winnego Złośliwca i pozwolić sobie poczuć go w ciele, kiedy następnym razem nas odwiedzi? Czasami przychodzi do nas znienacka, ale często ma też tendencję do pojawiania się najpierw jako delikatna irytacja- zauważamy, że coś nas drażni i jeśli nie zareagujemy, to odczucie to urośnie wreszcie do poziomu złości.

Jak czujemy się wtedy w naszym ciele? Może unosimy barki, zaciskamy szczękę lub pięści albo marszczymy czoło? Może czujemy to w brzuchu, kręgosłupie albo w nogach?

Czy jesteśmy w stanie pozwolić sobie na zatrzymanie się przy naszej złości z odrobiną ciekawości? Bez oceniania jej, robiąc oddechem przestrzeń w naszym ciele, tak aby lepiej ją poczuć i poznać, a co za tym idzie, coraz lepiej reagować na jej potrzeby. Dzięki temu nie będzie musiała wyważać już drzwi przez narastające w niej ciśnienie, bo będą one cały czas uchylone.

A z czasem, kto wie, może będzie mogła całkowicie wyjść z podziemia i rozsiądzie się wygodnie na kanapie u naszego boku, towarzysząc nam w naszej drodze, dbając o zdrowe granice i dzieląc się z nami swoją mądrością 🤗

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *