Żyli długo i szczęśliwie…
Chyba jedną z największych krzywd, jakie od najmłodszych lat robią nam Disney’owskie bajki, jest pokazanie intymnej relacji jako czegoś, co uratuje nas od trudu życia i raz na zawsze odmieni nasz los na lepsze. Zasiane zostaje w nas wtedy przekonanie, że jak już spotkamy naszą „drugą połówkę”, to będzie z górki.
Nie wiem, jak Wy to czujecie, ale jak dla mnie taki obraz stawia naszego partnera raczej w nierównej do nas pozycji- w roli rodzica. Bo skoro nasz wybranek ma nas ratować z opresji, opiekować się nami, aby nie przydarzyła się nam krzywda, dbać o nasze potrzeby, bo inaczej pojawi się w nas frustracja i koniec sielanki, to…co może pójść nie tak?
Może poczuliście właśnie ciężar, jakim obarczamy drugą osobę, wchodząc w związek z pozycji dziecka. A dzieje się to automatycznie, jeśli wcześniej sami nie nauczymy się być dla siebie kochającym, potrafiącym zadbać o własne potrzeby rodzicem.
Oczywiście nie oznacza to, że w zdrowym związku partner nie będzie dla nas wsparciem- wręcz przeciwnie. Jest jednak ogromna różnica pomiędzy obecnością i uważnością na siebie wzajemnie a oczekiwaniem, aby druga strona zaopiekowała się naszym wewnętrznym chaosem.
Prawda jest taka, że robimy to w relacjach nagminnie, bo wielokrotnie doświadczyliśmy podobnej dynamiki w domu rodzinnym. Jeśli nasi rodzice nie posiadali umiejętności zaopiekowania się swoimi emocjami (prawdopodobnie dlatego, że ich własni rodzice też tego nie potrafili), to mniej lub bardziej świadomie przerzucali na nas ten ciężar. W taki sposób od najmłodszych dostawaliśmy przekaz, że na tym właśnie polegają relacje.
Taka postawa będzie jednak prowadziła do narastającej w nas frustracji, bo druga osoba, prędzej czy później, nie da rady dać nam tego, czego potrzebujemy. Nie dlatego, że nas nie kocha, ale dlatego, że sama mierzy się ze swoim własnym wewnętrznym światem, a jej zasoby nie są studnią bez dna.
Patrząc na to z tej perspektywy widać, że dużo mądrzej jest, aby każdy z nas potrafił zadbać o siebie, bo to my najlepiej możemy poznać i zrozumieć własne potrzeby. Dzięki temu nasz partner, nieobciążony presją roli opiekuna i wybawcy, będzie mógł nam towarzyszyć, przynosząc otuchę i wsparcie, kiedy tego naprawdę potrzebujemy.
Wtedy prawdopodobnie i my znajdziemy w sobie siłę na bycie dla niej/niego, kiedy sytuacja tego wymaga, bo nie jesteśmy przeciążeni ratowaniem innych na co dzień.
Pytanie więc, jak się sobą zaopiekować. Przede wszystkim zacznijmy poznawać siebie, ale tak szczerze. Często tak naprawdę nie wiemy, jakie są nasze potrzeby, więc jak tu o nie zadbać? Zamiast stwierdzić „jest mi źle, może obejrzę serial” sprawdźmy, co dokładnie się w nas dzieje: co czujemy w swoim ciele? Jakie myśli przychodzą nam do głowy? I co nam one przypominają?
W ten sposób zaczynamy poznawać wewnętrzny świat różnych części naszej osobowości, a to pierwszy krok do zrozumienia, czego im brakuje. Dopiero mając tę wiedzę, możemy odpowiednio się nimi zaopiekować. Będąc uważnym na to, co się w Tobie pojawia, stworzysz mapę własnej psychiki, dzięki czemu łatwiej będzie Ci zrozumieć zachowania, które obserwujesz u siebie na co dzień.
Czy to nie odpowiedni czas, aby wreszcie dać sobie odrobinę uważności?