Nałogi cz. 1
Na pewnym etapie życia większość z nas spotyka się z jakąś formą uzależnienia czy innego, pozornie mniej szkodliwego, ale wciąż niekorzystnego nawyku. Aby mówić o uzależnieniu, nie musi być to jednak problem dużego kalibru, jak narkomania czy inny bezwzględnie wyniszczający nas nałóg.
Wielokrotnie uzależniamy się od dużo łagodniejszych substancji czy czynności jak, chociażby, ciągłe zaglądanie do telefonu, przesadnie zdrowe jedzenie czy zbyt intensywne uprawianie sportu.
Te formy nałogu sprawiają wrażenie mniej szkodliwych, ponieważ nie odczuwamy ich bezpośrednich konsekwencji tak wyraźnie. Niejednokrotnie są też akceptowane społecznie a czasami wręcz chwalone i podziwiane, jak np. restrykcyjna dieta czy żarliwe uprawianie sportu.
Co jest jednak nierozłącznym elementem uzależnienia, to wewnętrzne poczucie przymusu jego podtrzymania. Łączy się ono z odczuwaniem ciągłego napięcia i stresu związanego z potencjalnym „złamaniem się” lub brakiem dostępu do danej używki czy czynności.
Jeśli odżywiamy się tylko zdrowo i mamy mocne obawy przed zjedzeniem ciastka, wszelkie spotkania ze znajomymi czy rodziną, które zazwyczaj odbywają się w towarzystwie jedzenia, mogą być dla nas stresującą sytuacją. Nasze uzależnienie sprawi, że tak naprawdę będziemy nieobecni – skupieni na tym, co jemy, i na walce z samym sobą.
Dlatego przykładowa ortoreksja na pierwszy rzut oka może wydawać się sprawą błahą, dopóki nie zajrzymy do wnętrza osoby, która jej doświadcza. Ciągła potrzeba kontroli, unikania danych potraw czy walka z pokusami wiążą się z mocno odczuwalnym i przytłaczającym lękiem i napięciem, które odcinają nas od bycia w tym, co jest teraz. Odcinają nas od życia.
Taki ciągły stan wewnętrznego przymusu kontrolowania siebie wpływa na nasze zdolności poznawcze, czyli np. na to, jak myślimy, postrzegamy świat dookoła i, w konsekwencji, jakie decyzje podejmujemy. Bo kiedy większość naszej energii skoncentrowana jest na nałogu i potrzebie podtrzymania kontroli, niewiele jej zostaje na inne aspekty życia, w tym cieszenie się nim.
Taki stan wpływa również na to, jak radzimy sobie z własnymi emocjami, a ich wahań przy uzależnieniu nie brakuje. Zdolności naszego organizmu do regeneracji obniżają się, jednocześnie obniżając naszą odporność. Efekty bywają tragiczne lub bardzo przykre, z wieloletnimi psychofizycznymi konsekwencjami zdrowotnymi.
Nasze tak silne przywiązanie do danej czynności uzależnieniowej, pomimo świadomości tego, jak bardzo nam szkodzi, wynika oczywiście z ogromnej korzyści, którą jakaś część naszej psychiki czerpie z podtrzymywania danego zachowania. Poddanie się i wykonanie takiej czynności przynosi nam chwilową ulgę i często bywa przez lata powtarzaną i zautomatyzowaną już reakcją na pojawiający się w życiu stres.
W efekcie powstają w nas dwa walczące ze sobą obozy: pierwszy – czujący ciężki do przezwyciężenia przymus podtrzymywania nałogu, i drugi – zdający sobie sprawę z negatywnych konsekwencji takich działań i w efekcie ostro krytykujący obóz pierwszy. I tak powstaje w naszym wnętrzu pole zaciętej walki i błędne koło uzależnienia, które sprawia, że wyjście z nałogu może być problematyczne.
A o tym opowiem już w kolejnym wpisie