Razem
Jedna z refleksji, jakie pojawiają mi się po prawie dekadzie w moich dwóch najbliższych relacjach ![]()
![]()
Niektóre moje części nadal nie dowierzają, że są NAPRAWDĘ bezpieczne. I że druga strona uzna ich uczucia.
Czasami potrzebują sporo czasu, żeby zebrać się na odwagę i nazwać swoje potrzeby. W tych sytuacjach moja przy nich obecność i przypominanie, że dziś to udźwigniemy, cokolwiek druga strona nie powie/zrobi, jest kluczowa.
Bo budowanie zaufania do drugiego człowieka jest głębokim, wymagającym czasu procesem, jeśli nie dostaliśmy tego w pakiecie na starcie. Wymaga odwagi. Wymaga nawiązywania relacji w swoim świecie wewnętrznym (JA dla moich części), żeby łatwiej było nam otworzyć się na drugą osobę (z jej własnym wewnętrznym światem i własnymi traumami).
To niełatwe, czasami przerażające. Ale dziś wiem, że tak bardzo warto.
Bo kiedy w końcu odważam się nazwać lęki i potrzeby moich części, po drugiej stronie zazwyczaj widzę autentyczne, czułe zaskoczenie: „Naprawdę pomyślałaś, że to będzie dla mnie za dużo? I że z takiego powodu mogłabym/mógłbym zrezygnować z Ciebie? Z naszej relacji?”
Ulga i rozluźnienie, jakie przychodzą, kiedy mogę pokazać drugiej osobie swoją słabość, są nie do opisania. To jak ciepło, które rozchodząc się po moim ciele, otula je od środka. Zrozumienie, że i tak nadal jestem kochana, doceniania i ważna. Mogę być sobą, nieidealną sobą. Sobą z przeszłością i ranami, które dalej potrzebują czułego zaopiekowania.
Pójdźmy o krok dalej.
Może nie tylko nie jestem wtedy odrzucana, ale właśnie tym bardziej doceniana?
Bo przecież każdy z nas wie, że ma swoje słabości, nawet jeśli bardzo nie chcemy tego przed sobą przyznać (a tym bardziej przed innymi).
Ale kiedy staję przed Tobą w szczerości i własnej ułomności, to pojawia się też miejsce na Twoją autentyczność. Nasze wewnętrzne kawałki przyzwyczajone do noszenia maski siły, niezawodności, perfekcjonizmu, mogą na chwilkę ją odłożyć. Możemy po prostu być razem w tym „bałaganie” wszystkiego, co ludzkie- od duchowości do zwierzęcości. Co za ulga, że nie muszę być już lepsza, niż jestem…
Bo nagle okazuje się, ku zaskoczeniu wielu naszych części, że zasługujemy na miłość, uwagę i troskę, mieszcząc w sobie to wszystko. Łącznie z tymi wstydliwymi częściami, które co do zasady inne kawałki nas wolałyby schować, przemilczeć…Rozumiecie, że niby mamy w sobie tylko światło, tęczę i jednorożce![]()
No nie, raczej nie. I w tym odartym z iluzji człowieczeństwie jest jakieś poruszające piękno. Jesteś wszystkim. Jestem wszystkim. I to nie błąd- tak właśnie miało być.
___
Na koniec jeszcze jedna rzecz.
Pracując jako terapeutka bardzo porusza mnie ta odwaga, kiedy z czasem, powolutku, czując się coraz bezpieczniej, osoba siedząca naprzeciwko mnie zaczyna się otwierać.
Często w lęku i nadziei jednocześnie, bo ktoś w nas całe życie czekał właśnie na to, aby w końcu być przyjętym. W tych wszystkich swoich odcieniach, z tymi wszystkimi „skazami”, które, jak się okazuje, skazami wcale być nie muszą.
I, tak w ogóle, jaki to dar i zaszczyt móc być częścią tak ważnego procesu? Na twoich oczach drugi człowiek powolutku, w bezpieczeństwie, kawałek po kawałku, odzyskuje siebie.
Po to, żeby potem mógł wyjść do świata w spokoju i zaufaniu do swojej mądrości, które naturalnie płyną z integracji wszystkich odcieni jego wewnętrznego świata.
Nie przestaje mnie to zachwycać.
Dziękuję, bo bez Was by tego nie było ![]()
Sylwia